czwartek, 1 stycznia 2015

Rozdział 2

Tydzień zleciał mi dość szybko. Nim się obejrzałam a była już ta nieszczęsna niedziela. Wstałam zjadłam płatki z jogurtem. Później wzięłam długą i relaksującą kąpiel. Spojrzałam na zegarek i gdy zobaczyłam 12:00 serce zaczęło mi szybko bić.
- Kurde nie wyrobie się! Powiedziałam do siebie. Szybko wysuszyłam włosy i udałam się do mojej na moje szczęście lub aktualnie nieszczęście bogato wyposażonej garderobie. Po dłuższym namyśle wybrałam czerwoną sukienkę, która z tyłu po całej długości miała złoty zamek. Do tego założyłam czarne szpilki od Louboutin’a . Wymodelowałam moje ciemne włosy, nałożyłam lekki makijaż. Podeszłam do lutra i byłam z siebie dumna. Wyglądałam idealnie. Jeszcze tylko zrobiłam sobie zdjęcie by wysłać je przyjaciółce. Czekając na odpowiedz spryskałam się perfumami i zapakowałam do torebki czerwone wino takie jakie lubi najbardziej Pani Agnieszka. Gdy miałam już wychodzić dostałam sms-a od Anety
- Wyglądasz zjawiskowo. Powodzenia! Daj znać jak wrócisz :*
Wsiadłam do samochodu i wyruszyłam w drogę . Wjechałam na podjazd, zaciągnęłam ręczny i wysiadłam z pełną gracją. Zapukałam do drzwi i…

Andrzej:
- Andrzej nakryj stół na cztery osoby. Spodziewam się dzisiaj na obiedzie gościa. Zaskoczyło mnie to, ale spełniłem prośbę mamy. 
- Mamo a mogę wiedzieć kto nas zaszczyci swoją obecnością? Powiedziałem bo coś w duchu mówiło mi, że to nie będzie zwykły niedzielny obiad.
- Nina. Spotkałam ją w tamtym tygodniu w galerii i wiesz nie wypadało tak nie zaprosić jej.
- Nina?! Nina Wasilewska? Mamo zwariowałaś już do reszty?! Wkurzyłem się jak nie wiem co. Kolejny raz moja mama ingeruje w moje prywatne życie. Znów miałem ją zobaczyć. Cholera jasna po tylu latach kiedy już układało mi się wszystko znowu miałam ją ujrzeć. Jej cudowny uśmiech, oczy które miały takie iskierki gdy była szczęśliwa. Nie Andrzej uspokój się to przez nią prawie nie straciłeś kontraktu. Rozmyślając usłyszałem pukanie do drzwi.
- Andrzej otwórz, ja muszę przypilnować ciasto.
- Już idę! Gdy otworzyłem na początku nie poznałem jej. Wyglądała inaczej. Innym słowem wyglądała wspaniale. 

Nina:
Cholera!!! To Andrzej otworzył mi drzwi! Czułam, że tak będzie. Wyglądał perfekcyjnie z resztą jak zawsze. Miał na sobie błękitną koszulę, która idealnie współgrała z ciemnymi jeansami. Co się zemną dzieję. Ogarnij się Nina i przywitaj się!
- Cześć, miło cię znowu widzieć. Powiedziałam zachrypniętym głosem.
- Cześć, zapraszam do środka. Rozgość się.
- Dzięki, a to dla Twojej mamy. Podałam wino Andrzejowi i udałam się do salonu. W tym czasie Andrzej udał się do kuchni zawołać swoją mamę.
- Nina dziękuję Ci, że przyszłaś i oczywiście za moje ulubione wino. Pamiętałaś! Powitała mnie jak zwykle z pięknym uśmiechem Pani Agnieszka i ucałowała w policzek.
- Nie ma za co i dziękuję jeszcze raz za zaproszenie. Udałam się za nią do jadalni. Tak jak myślałam  zostałam usadzona koło Andrzeja. Widziałam w jego oczach, że jest trochę zawstydzony? Tak chyba to najlepsze określenie. Nie dziwie się mu z resztą kogo ja oszukuję zraniłam go, w chwili gdy powiedziałam, że mam swoje życie, że też marze o karierze i, że jutro właśnie wylatuje do stanów. Pamiętam jak dziś jego zaskoczenie i wpadnięcie w furie.
- Smacznego kochani, mam nadzieję, że będzie wam smakowało.
Po smacznym obiedzie Pan Tomasz i Pani Agnieszka mnie i Andrzeja zostawili samych wykręcając się tym, iż musi on jej pomóc przy czymś w kuchni.
- Opowiadaj jak stany? 
- Nic specjalnego. Kocham Nowy York ale to nie był mój dom. W ogóle gratuluję Twoja kariera od Mistrzostw świata nabrała tępa. 
- Dzięki, a Ty czym się zajmujesz? 
- Ja zostałam lekarzem teraz w czerwcu będę miała egzamin ze specjalizacji.
- Wow to gratuluję pani doktor. 
Uśmiechnął się do mnie tym swoim promiennym uśmiechem i kiedy właśnie miałam coś powiedzieć zabrzęczał telefon w moje torebce.
- Przepraszam to ze szpitala muszę odebrać. 
- Jasne. 
  Zdziwiło mnie to co powiedział i chyba wyczułam ironię. Czyżby mi nie wierzył? Ale wyszłam z salonu i odebrałam telefon.
- dr Nina Wasilewska przy telefonie.
- Dzień dobry Przepraszam Pani doktor, że dzwonie na Pani prywatny numer i to w Pani dzień wolny ale na Marszałkowskiej doszło do poważnego wypadku, zginęło dwoje ludzi a ośmiu jest rannych. Innym słowem potrzebujemy Pani do pomocy.
- Dobrze zaraz będę. Odłożyłam słuchawkę i poszłam pożegnać się.
- Przepraszam bardzo ale muszę się już zbierać.
- Jak to? Już? Nie zjedliśmy jeszcze deseru. Widziałam w jej oczach rozczarowanie ale co miałam zrobić. Taka jest moja praca. 
- Dzwonili ze szpitala. Był Jakiś poważny wypadek i brakuje im rąk do pracy. Przepraszam jeszcze raz i dziękuję za pyszny obiad.
- To ja dziękuję, że przyszłaś. Jedź ostrożnie.
Pożegnałam się i czym prędzej pojechałam do szpitala.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz