niedziela, 22 marca 2015

Rozdział 31

Nina:
Kiedy weszłam do środka Bartman siedział na moim miejscu. 
- Dzień dobry, ale to miejsce akurat jest moje. - powiedziałam do siatkarza.
- Cześć Nina. - odpowiedział wstając i podchodząc do mnie. W tym momencie akurat weszła pielęgniarka przynosząc mi kawę. 
- Dziękuję Sylwia. - uśmiechnęłam się do pielęgniarki i snów spojrzałam na siatkarza upijając łyk kawy.
- Czemu dla mnie nie jesteś taka miła? 
- Bo pan na to nie zasługuje. Jak badania? Rozumiem, że już wszystkie są zrobione.
- Postanowiłem zmienić lekarza. - odpowiedział świdrując mnie wzrokiem. Mam nadzieję, że tylko mi się wydaje ale czy on czasem nie rozbiera mnie wzrokiem? 
- To się bardzo cieszę. Więc żegnam pana.
- Nie tak prędko. Zrobiłem to, bo sama powiedziałaś, że nie spoufalasz się z pacjentami. Teraz jak już nim nie jestem zapraszam na kawę.
- Mam już kawę nie widzisz? Nawet jeśli teraz bym jej nie miała nigdzie nie pójdę. 
- Jeszcze się przekonamy. Myślisz, że nie wiem… Lecisz tylko na siatkarzy w swojej kolekcji masz Kurka, Włodarczyka i Wronę. Jesteśmy podobni jeśli chodzi o zmianę ciągle partnerów. 
- Dla Twojej wiadomości z Andrzejem planujemy ślub, a teraz wyjdź.
- Lubię jak tak się denerwujesz. Jesteś taka gorąca…- na te słowa zareagowałam instynktownie, oblałam go kawą. - Kurwa zwariowałaś! To jest wrzątek! - dodał.
- Sam powiedziałeś, że jestem gorąca- uśmiechnęłam się triumfalnie i usiadłam na swoim fotelu.
- Zemszczę się jeszcze! - powiedział i wyszedł.

Aneta:
Od rana jestem w rozjazdach. Biuro - hotel Hilton i tak w kółko. Zostały 3 dni do gali… a ja nie mam jeszcze połowy ustalonej. Jeszcze do tego moja kreacja i partner. Nie wypada iść na galę samej, a teraz jak nie jestem z Pawłem mam poważny problem. Nina coś wczoraj wspominała, że postara mi się kogoś załatwić, ale znając ją wolę nie ryzykować. Kto wie co ta mała czarownica może wykombinować. Stojąc w korku spojrzałam na telefon, który rzuciłam na siedzenie. - Kurde Radzimir! - Zastanawiałam się czy odebrać czy nie. W końcu ciekawość wygrała i nacisnęłam głośnik. 
- Witaj Aneto. - powiedział tym swoim seksownym głosem. 
- Dzień dobry Radzimirze. - powiedziałam nieco trzęsącym się głosem.  Jak ten facet na mnie działa! Andzia bądź poważna. 
- W piątek wracam do Warszawy i chciałbym się z tobą spotkać jeszcze przed galą. 
- Nie ma sprawy. Mam tylko nadzieję, że uporam się ze wszystkim do piątku.
- Uporasz a jak nie to Ci pomogę. Więc jak piątek w Hotelu Bristol o 16 odpowiada Ci? 
- Jak najbardziej. Do zobaczenia w takim razie.
- Aneta! Nie rozłączaj się jeszcze! - krzyknął wręcz do słuchawki.
- Tak? 
- Wiem o Tobie i Pawle. Trochę to nie kulturalne z mojej strony, że pytam się o to przez telefon ale dłużej nie wytrzymam. - przerwałam mu jego słowotok i zapytałam się o co chodzi. - Aneto czy uczynisz mi ten zaszczyt i pójdziesz ze mną na galę jako moja osoba towarzysząca?
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Milczałam przez chwilę, aż nie przerwał mi mojego milczenia dźwięk klaksonu dobiegającego z samochodu, który stał za mną. No tak zielone… - Chętnie - odpowiedziałam. 
- Naprawdę? Bardzo się cieszę. Więc do zobaczenia w piątek. 
- Cześć. - o kurde, o kurde, o kurde!!! Idę z Radzimirem! Może to tak właśnie miało być! Wykręciłam szybko numer do Wasilewskiej, by podzielić się z nią wspaniałą nowiną. Jak to Nina nie miała teraz zbytnio czasu i umówiłyśmy się na 17 w Arkadii. 

Nina:
Godzina 14:30 nareszcie! Właśnie skończyłam na dziś pracę. Umówiłam się z Anetą na 17 więc postanowiłam pojechać do domu zjeść coś, przebrać się i oczywiście wyjść na spacer z Tosiem. Wjeżdżając na parking zauważyłam, że za mną jedzie mój nowy sąsiad. Zaparkowałam na swoim miejscu, wzięłam swoją torbę lekarską i wyszłam z samochodu powoli zmierzając ku siedzącemu w Land Roverze sąsiadowi. Podeszłam do zaciemnionej szyby i zapukałam. Odsunęłam się i czekałam, aż mój nowy sąsiad wysiądzie łaskawie ze swojego samochodu. Ku mojemu zaskoczeniu moim nowym sąsiadem okazał się ten cholerny, arogancki, debil Bartman!!!!
-  To Ty!!! - krzyknęłam do niego.
- Ooo kogo moje oczy widzą. Śledzisz mnie? Czy może stęskniłaś się za mną? 
- Ja tutaj mieszkam idioto! 
- Ja też. - uśmiechnął się arogancko i przybliżył do mnie.
- Nie zbliżaj się! Lepiej idź na kurs prawa jazdy! Rano obrysowałeś mi samochód!
- Cooo? Ja jestem najlepszym kierowcą! To Ty parkujesz źle. Tylko Ty zajmujesz dwa miejsca jak parkujesz! Sama idź na kurs! 
- Nie prawda nie zajęłam dwóch miejsc! Wyślę Ci kosztorys. Jutro jadę do lakiernika i nie mam zamiaru płacić za coś czego nie zrobiłam! 
- Dobrze niech Ci będzie, a teraz może jako sąsiedzi zapoznamy się lepiej?
- Nie jestem typową sąsiadką. Nawet nie licz na to, że możesz przyjść pożyczyć cukier czy co tam sąsiedzi sobie pożyczają! Ba! Ty nawet nie wjeżdżaj na moje piętro!
- Nie wjeżdżać na twoje piętro? Hahaha powiesz mi może jeszcze, że to Ty mieszkasz na ostatnim piętrze i to przez ciebie nie mam tego apartamentu na który miałem cholerną chrapkę!
- Tak to ja i dla Twojej wiadomości mieszkam tu już od pięciu lat! - powiedziałam nie czekając na odpowiedź siatkarza wkurzona weszłam do windy, a za mną oczywiście on! Jak ja go nienawidzę! Wcisnęłam guzik na ostatnie piętro i próbowałam nie zwracać na niego uwagi. Zaraz mnie coś trafi….
- Co się tak na mnie wciąż gapisz!? - powiedziałam.
- To przez twoje wargi… Ciągle je przygryzasz, a ja jak to widzę mam ochotę zrobić to… - przybliżył się do mnie i wbił się w moje usta… a ja zamiast go odepchnąć odwzajemniłam pocałunek. Dopiero po jakiejś chwili jak para staruszków weszła na ósmym piętrze oderwaliśmy się od siebie. Co ja najlepszego zrobiłam… 9, 10, 11, 12 piętro wyszli… Znów zostałam sama z Bartmanem. 
- Więcej się nie zbliżaj do mnie. 
- Ale sama widziałaś… Nie udawaj, że tego nie poczułaś. Nina…
- Nic nie poczułam…  A co do całowania całujesz fatalnie panie Bartman! Śliniłeś się jak świnia! Od razu jak wejdę do mieszkania idę umyć zęby, bo zwymiotuję!
- Ja tak samo zrobię. Myślałem, że całuję się z szybą a nie kobietą! Poza tym jesteś płaska jak deska! 
- Płaska? A Ty to może masz większego niż średnia krajowa co? - spojrzałam się na jego krocze - Hahahaha Ty nawet średniej krajowej nie masz. Jakie maleństwo… mój pies ma większego! 
- Chcesz się przekonać? - złapał się za pasek.
- Nie, nie mam zamiaru mieć potem koszmarów w nocy. - 23 piętro całe szczęście… 
- Jeszcze będziesz mnie błagać pani ordynator. - wyszedł z windy… Drzwi windy się zamknęły a ja wysiadłam na swoim piętrze i oparłam się o framugę drzwi do mojego mieszkania.

sobota, 14 marca 2015

Rozdział 30

Nina:
W drodze do domu od razu zadzwoniłam do Wrony:
- Andrzej! - krzyknęłam do słuchawki -  Jeżeli ty mi wywiniesz kiedyś taki numer to obiecuję Ci, że cię wykastruje i później spale na stosie! - dodałam.
- Kobieto uspokój się o co Ci chodzi? - powiedział cicho ale stanowczo. 
- Co się stało? Paweł zrobił dziecko innej! 
- Cooooooo? Jak to Paweł będzie miał dziecko z inną? 
- Tak Andrzej. 
- Kochanie a Ty przypadkiem niczego nie piłaś? - zapytał się mnie Andrzej.
- Do jasnej cholery a co to ma niby do rzeczy? 
- Oj dużo kochanie. Teraz kładź się spać i jutro porozmawiamy.
- Ale Andrzej. - powiedziałam i odpowiedział mi sygnał przerwanego połączenia. Ja pierdziele w tak ważnej sprawie on się rozłącza! Już ja mu pokażę jak wróci z tej puszczy. 

Andrzej:
Kiedyś to ja zwariuję przez tą Wasilewską. Na początku myślałem, że może sobie coś ubzdurała ale jak próbowałem dodzwonić się do Pablo bez skutku oczywiście zacząłem się martwić. W stolicy teraz nie ma mnie ani Kamy, a Aneta jeśli to prawda co mówiła Nina też mi teraz nie pomoże. Postanowiłem zadzwonić do Radzimira, który jest jeszcze w Warszawie, by pojechał do Niny. 

Nina:
Kto się tak dobija o trzeciej nad ranem. Może to Aneta chce pogadać? Wstałam z łóżka i poszłam otworzyć drzwi mojemu nocnemu gościowi. 
- Tosiek uspokój się! - powiedziałam do szczekającego psa. - Już otwieram! - powiedziałam i otworzyłam drzwi. - Radzimir co cię sprowadza do mnie o tej porze?
- Cześć Nina. Przyjechałem sprawdzić jak się czujesz…. bo Andrzej mnie poprosił o to.
- Tak bo ten idiota myśli, że piję całymi dniami i wymyślam sobie różne bajki na temat moich przyjaciół - powiedziałam zezłoszczona.
- Ej co się stało? Powiesz mi?
Opowiedziałam Radzimirowi wszystko od samego początku zaczynając od wyznania Pawłowi przez Andzie, że go zdradziła kończąc na dziecku z inną. Nie spodziewałam się takiej reakcji ze strony muzyka, bez słowa wybiegł z mieszkania nie zamykając nawet za sobą drzwi. Ja wybiegłam za nim ale nie chciałam krzyczeć, by nie obudzić sąsiadów. Wybiegłam na parking i o mało co nie zostałam rozjechana przez Radzimira. Jak poparzony wyskoczył z samochodu pytając czy nic mi się nie stało. 
- Nie nic mi nie jest. Powiedź gdzie jedziesz? - zapytałam mężczyznę.
- Jak to gdzie do niej. 
- Ale Radzimir ona teraz potrzebuje tego by być sama.
- Nie zostawię jej teraz. To wszystko moja wina… Gdybym jej nie uwodził i nie myślał tylko o sobie teraz by nie płakała. - powiedział i wsiadł do swojego BMW odjeżdżając z piskiem opon.

Radzimir:
Przez całą drogę próbowałem dodzwonić się do Anety. Nie odbierała… Podjechałem pod dom i dostrzegłem sylwetkę mężczyzny z dwoma walizkami przed bramą. Cholera to Paweł! Od razu wyszedłem z samochodu i skierowałem się w stronę dziennikarza. 
- Radzimir co Ty tu robisz? 
- Yyy przyjechałem po ciebie. Andrzej mi powiedział co się stało, bo się od Niny dowiedział. - powidizałęm nieco speszony.
- Nie chce niczyjej pomocy! A Wasilewska niech się nie wtrąca do naszego życia!
- Ej uspokój się. Chodź pojedziemy do mieszkania Andrzeja tam się przenocujesz i przemyślisz wszystko na spokojnie.
- Nigdzie nie jadę!
- Do cholery jasnej wsiadaj do tego pieprzonego auta i nie rób z siebie ofiary losu! - powiedziałem już nieco zezłoszczony.
- Dobra już wsiadam. 

Aneta:
Przez całą noc nie zmrużyłam oka. Jeszcze ten Radzimir…. gdzie on zabrał Pawła? Całą tą sytuację obserwowałam z okna z salonu. Ubrałam się umalowałam. No teraz wyglądam jak człowiek. Dobry makijaż potrafi zdziałać cuda. Z domu pojechałam jeszcze do Starbucks po kawę i croissanta i teraz najgorsze - telewizja. Dzisiaj on ma dopiero na 16 więc mam nadzieję, że się miniemy. Nie zwolnię go… oooo nie niech pozna moje dobre serce. Na wieczór umówiłam się z Niną, może ona wie coś o Radzimirze i Pablo. Ciężko jest mi jak na razie. Zawsze w naszym dużym domu był on i ja…. a teraz, teraz zostałam sama… Ale jestem silną, niezależną kobietą i dam radę! Teraz przez cały tydzień będę zajęta galą, która ma odbyć się w sobotę. Praca jest najlepsza na wszystko! Od dziś o jedną singielkę więcej! Uwaga wkraczam na salony! Strzeżcie się w szczególności tlenione blondyny, bo brunetka o zielonych oczach podbije świat! Tak chyba trochę mi odbiło… ale trudno trzeba być dobrej myśli i być optymistycznie nastawionym na świat.

Nina:
Nareszcie został mi tylko obchód i do domku. 
- Pani doktor ma pani jeszcze jednego pacjenta. - powiedziała rozpromieniona pielęgniarka podając mi kartę pacjenta. 
- Ale ten cały pan Bartman nie był umówiony. - odpowiedziałam nieco zirytowana, w tedy też wszedł do mojego gabinetu sam Batman, a pielęgniarka o mało co nie przewróciła się na widok siatkarza.
- Dobrze więc co pana do mnie sprowadza.
- Może przejdziemy na Ty Nino? - powiedział z tym swoim uśmieszkiem, który tak cholernie mnie irytował.
- Panie Bartman ja nie spoufalam się ze swoimi pacjentami. - odpowiedziałam stanowczo.
- Ja i tak zostanę przy mówieniu Ci na Ty. A tak w ogóle to może wyskoczymy później na jakąś kawę? 
- Proszę pana jeśli pan chciał sobie znaleźć osobę to towarzystwa proponuję burdel a nie szpital. 
- Uuuu ostra jesteś…. lubię takie… 
- Z pańskiej kliszy wnioskuję, że przyszedł tutaj pan ze swoim barkiem czyż nie? - zapytałam unosząc brwi w górę.
- Szukałem najlepszego ortopedy w mieście i znalazłem i do tego narzeczona mojego najlepszego firenda. - kiedy wymawiał słowo friend poruszył dwoma palcami robiąc a’la cudzysłów. 
- Więc tutaj zapiszę panu listę badań jakie należy wykonać i w tedy dopiero będę mogła jakoś pomóc.
- Już mnie wyganiasz? Wrona w Spale a Ty pewnie nudzisz się sama w domu…. wiesz bo gdybyś zmieniła zdania chętnie przyjadę do Ciebie i chętnie bym Cię rozdziewiczył ale to już zapewne nie aktualne.
- Proszę wyjść! 
- Do zobaczenia Nina. - powiedział rzucając na biurko kartkę ze swoim numerem telefonu i wyszedł.

Aneta:
 Siedziałam na kanapie razem z Antosiem czekając na moją przyjaciółkę, która jak oznajmiła mi od razu przy wejściu, że ma dla mnie niespodziankę. Wciąż nie mogę w to uwierzyć, że jetem sama. W grudniu miałam się pobrać z Pawłem, a teraz muszę wszystko odwoływać. Do salonu weszła Nina z nieco dziwną miną.
- Yyy jednak nie dostaniesz mojej niespodzianki.
- Ale jak to? Co się stało? I dlaczego masz taką minę?
- No bo widzisz… zrobiłam wczoraj tiramisu. 
- Cooooo? Ty zrobiłaś tiramisu? No i co z tym Twoim dziełem?- zapytałam unosząc brwi.
- Na necie znalazłam fajny przepis. No wiesz szybki i prosty dla początkujących… 
- I co z tym przepisem?- przerwałam przyjaciółce. 
- Tam było napisane, że należy rozpuścić lody o smaku tiramisu, dodać biszkopty i wstawić do lodówki.
- Hahahaha Wasilewska nie mów, że Ty właśnie tak zrobiłaś.- spojrzałam się na Ninę i widząc po jej twarzy, że jednak tak zrobiła znowu wybuchnęłam śmiechem.
- Nie śmiej się! Wyszła z tego zupa lodowa! Nie nadaję się do gotowania! Ale nie martw się mam w zamrażalniku jeszcze jakieś lody. Przyniosę je i w tedy porozmawiamy. - powiedziała przyjaciółka wracając do kuchni. 
Po zjedzeniu chyba siedmiu gałek lodów jestem bogatsza w kilka kilogramów więcej i masę wiadomości. Paweł jest u Andrzeja i gdyby nie Pablo stojący przed moim domem kto wie jak by się potoczyły losy moje i Radzimira. 

Nina:
- Aneta ale to nie wszytko co chciałam Ci powiedzieć…. Dzisiaj miałam nietypowego pacjenta…
- Jak to nietypowego. Opowiadaj! 
- To był Zbigniew Bartman… 
- Coooo? Ten gbur i siatkarz myślący, że jest pępkiem świata? - dodała Andzia.
- To jeszcze nic…. - Opowiedziałam przyjaciółce o dziwnej konwersacji w moim gabinecie.
- Co za cham! nINA lepiej uważaj na niego!
- Wiem… 
- On chce cię odebrać Andrzejowi! Tak jak było z tą Aśką.
- Jaką Aśką? - zapytałam nieco zaskoczona. - Czemu ja nic nie wiem o jakiejś Aśce?! 
- SpokojniE. Andrzej się z nią spotykał jak Ty wyjechałaś do Stanów… ale ten związek nie trwał długo, bo Bartman mu ją odbił. 
- Czemu mi nic nie powiedziałaś? 
- A co miałam Ci mówić? Jak wróciłaś nie chciałaś znać Wrony, a teraz, teraz to nawet już o tym zapomniałam i dopiero jak mi powiedziałaś o tej sytuacji z Bartmanem to mi się przypomniało. - Aneta spojrzała na mnie - Gdzie idziesz? - dodała.
- Po laptopa. 
- Chcesz zobaczyć jak wygląda? Nie masz nawet na co patrzeć farbowana blondyna i tyle.
- Kolejna blondynka…. dobra nie chcę się bardziej denerwować. Powiedź mi lepiej co zamierzać zrobić z P?
- Ninaa a co ja mam zrobić? Będzie miał dziecko z inną. - powiedziała Aneta spuszczając głową w dół. - Pomożesz mi przy odwoływaniu ślubu? 
- Pomogę… ale może nie spiesz się jeszcze z tym?
- Jak mam się nie spieszyć? 
- Ok ok spokojnie. - powiedziałam przytulając przyjaciółkę.

Andrzej:
Dni w Spale dłużyły mi się strasznie… codziennie treningi do domu wracam w sobotę rano na galę i w poniedziałek rano znów muszę wstawić się w puszczy. Teraz jak mam chwilę czasu zastanawiam się co dalej będzie między mną a Niną. Nie wiem czy wytrzymamy na dłuższą metę tak żyć. Ona w Warszawie ja w Bełchatowie. Nie rozmawialiśmy jeszcze na ten temat.  Teraz jeszcze od poniedziałku się nie odzywam z nią. Jestem idiotą, że ją osądziłem o to, iż sobie zmyśla. Od tamtej pory nie rozmawialiśmy nie wiem co u niej. Radzimir wczoraj do mnie zadzwonił i powiedział, że wraca do LA i dopiero spotkamy się na gali, a co do Pblo to mieszka teraz w moim mieszkaniu. Rozmawiałem z nim dzisiaj i powiedział, że rozgląda się za jakimś mieszkaniem dla siebie. Udaje, że się trzyma ale po jego głosie można stwierdzić, że jest załamany. Kogo jak kogo ale jego nigdy bym nie posądził o zdradę. Moje rozmyślenia przerwało pukanie do drzwi. 
- Wejść - odpowiedziałem.
- No co Ty Wrona jeszcze tak siedzisz? - do pokoju wparował Igła z Kłosem. - Ruchy, ruchy a nie, trening mamy!
- Już? Która godzina? - spojrzałem na zegarek. - O cholera! już 18.
- No właśnie a tylko Ciebie nie było. - powiedział Igła. - Stary co jest, bo od kilku dni zachowujesz się jak nie Ty. 
- No właśnie! - dodał Kłos. - Jak tak to zawsze odwalaliśmy jakieś kawały chłopakom a teraz? Siedzisz sam w tym pokoju i patrzysz się w sufit!
- Nic mi nie jest. Pokłóciłem się z Niną. - powiedziałem nieco przygnębiony. 
- Przejdzie jej i w sobotę po gali będzie pracować nad małymi wronkami - charakterystycznie Kłos poruszył brwiami śmiejąc się do libero. 
- Chodźcie już lepiej, a nie! - krzyknąłem i udaliśmy się wszyscy na halę.

Nina:
Obudziłam się przed piątą rano. Ostatnio nie mogę spać. postanowiłam wziąć szybki prysznic, zjadłam śniadanie i wyszłam z Antosiem na spacer. Do mieszkania wróciłam przed siódmą. Cholera znowu się spóźnię do pracy. Szybko się przebrałam i udałam się na podziemny parking. - Cholera zaraz mnie chyba coś trafi! Ty idioto jak jeździsz! - Ale kierowca odjechał już z piskiem opon obdzierając moje Audi.  Podbiegłam do naszego ochroniarza. 
- Dzień dobry panie Heniu. Wie może pan kto to był tym czarnym Land Roverem? 
- Z tego co mi wiadomo to nowy lokator. Nic więcej nie wiem pani Nino.
- Nowy lokator…. - uśmiechnęłam się złowieszczo - Już ja mu pokażę! Dziękuję Panie Heniu. Życzę miłego dnia! 
- Do widzenia! 
Odjechałam swoim okaleczonym maleństwem i skierowałam się w stronę szpitala. Od razu na wejściu zauważyłam spory tłum pacjentów i pielęgniarek. 
- Dzień dobry co się stało? - zagadałam do najbliżej stojącej mnie pielęgniarki. 
- Ooo dzień dobry Pani doktor. Proszę nam wybaczyć ale wpuściłam do pani gabinetu Pana Bartmana, bo niektórzy pacjenci nie dawali mu żyć.
- Pan Bartman…. dobrze nic się nie stało. - popatrzyłam się na pacjentów - Proszę usiąść i spokojnie czekać na swoją kolej. 
Wzięłam jeszcze z recepcji karty pacjentów i udałam się do swojego gabinetu.  



*******
I jak Wam się podoba? Trochę za słodko było i musiałam zamieszać w życiu Niny i Andrzeja. Jak potoczą się losy Anet? Tego jeszcze nie wiem, a co do Bartmana mam już plan :)
Podrawiam
C :)

środa, 4 marca 2015

Rozdział 29

Andrzej:
Od czasu, kiedy dowiedziałem się że zostanę ojcem minęło kilka dni. Dzisiaj jest piątek i uprosiłem Stephana, by dał mi dwa dni wolnego. Po porannym treningu od razu wyruszyłem do stolicy. Przed spotkaniem z moją narzeczoną i małą fasolką, która rośnie w jej brzuszku pojechałem do Arkadii odebrać zamówione adidasy nike dla mojego synka. Na bank to będzie syn, czuję to! Odebrałem zamówienie, zapakowałem je w czarne pudełko i zawiązałem białą wstążką. Podjechałem pod szpital i od razu udałem się do gabinetu mojej kochanej pani doktor. Zapukałem do drzwi i gdy usłyszałem „proszę” otworzyłem i wszedłem do środka podchodząc do mojej ukochanej całując ją w czoło.
- Cześć skarbie jak się czujecie? 
- Andrzej co ty tu robisz? - powiedziała Nina od razu przytulając się do mnie.
- Stęskniłem się za tobą i chciałem sprawdzić jak się czujesz. - odpowiedziałem wręczając jej do ręki małą czarną paczuszkę.
- Co to?
- Otwórz. - Nina z zaciekawieniem otworzyła pudełko.
- Andrzej co to jest? 
- No kochanie to są bucki dla naszego malutkiego siatkarza. Też sobie takie zamówiłem, ale jeszcze moje nie przyszły. - Nina na moje słowa rozpłakała się. No tak hormony. Od razu przytuliłem ją do siebie i prosiłem by nie płakała. 

Nina:
- No co tam Wasilewska? Usłyszałam znajomy głos w słuchawce.
- Dobrze, Twój lekarz przesłał mi twoje wyniki. - zapadła cisza w telefonie. - Aneta jesteś? 
- Tak jestem… i co?
- Nic nie wskazuje na to, że jesteś chora. Po skonsultowaniu jeszcze z innymi lekarzami doszliśmy do wniosku, że te ostatnie badania są wynikiem zmęczenia, nadmiernego przepracowania i do tego zmiana klimatu. Ostatnio dużo podróżowałyśmy i to też miało wpływ na twoje badania. Więc kochana możesz spać spokojnie.
- Boże Nina tak się cieszę! A ty jak tam?
- Andrzej dzisiaj przyjechał ze Spały… - powiedziałam smutnym głosem.
- Och.
- Kupił buciki dla dziecka, które nawet nie istnieje! 
- Nina ja cie bardzo przepraszam. Wpakowałam cię w niezłe tarapaty.
- Spokojnie. Mną się nie przejmuj… dzisiaj to załatwię. Boję się tylko jego reakcji… Widać, że chce tego dziecka. 
- Będę trzymać kciuki. Po wszystkim zadzwoń do mnie dobrze?
- Tak dam ci znać, a teraz przepraszam ale mam pacjenta. Pa! - odłożyłam telefon i poprosiłam mojego kolejnego pacjenta by wszedł. 

KILKA GODZIN PÓŹNIEJ:
Wróciłam do mieszkania, w którym czekał na mnie z kolacją Wrona. Nie mogłam nic przełknąć tak bardzo się denerwowałam. 
- Nina jedz. Wiesz, że w Twoim stanie musisz dbać o siebie. 
- Andrzej nie mogę. Muszę najpierw ci coś powiedzieć. -chwyciłam go za rękę i zaprowadziłam do salonu. - Andrzej… bo widzisz - zaczęłam się jąkać.
- Kochanie spokojnie. - złapał mnie za rękę i przybliżył do swoich warg, by po chwili złożyć na niej pocałunek. 
- Ostatnio na ginekologi był remont i przez to dziewczyny miały mały bałagan w papierach. - zaczęłam, a Andrzej nie wiedząc co zaraz usłyszy z moich ust odpinał mi koszule. - Nie Andrzej… - spojrzał się na mnie pytającym wzrokiem - Okazało się, że pomyliły karty… ja, ja nie jestem w ciąży - dodałam po chwili. Andrzej poderwał się na równe nogi.
- Jak kto nie jesteś w ciąży. Powiedz mi, że to jakiś głupi żart. - nie odezwałam się, wpatrywałam się tylko w moje splecione dłonie. Nie potrafiłam teraz spojrzeć mu w oczy - Błagam Nina powiedź, że to jakiś głupi żart! Nina spójrz na mnie! 
- Przykro mi, nie będziesz tatą. - Andrzej bez chwili namysłu skierował się w stronę drzwi wyjściowych. 
- Muszę się przejść. Nie wiem kiedy wrócę, nie czkaj na mnie. - powiedział i wyszedł.

Paweł:
- Kochanie, ale już... - przerwałem, bo spostrzegłem złowrogie spojrzenie Anety - No dobrze, przymierzę jeszcze te - odpowiedziałem pokornie, przyjmując stertę ubrań od Andzi, coś ją musiało trapić, cały czas spoglądała na telefon, ostatecznie zarządziła zakupy. Sama nic nie oglądała, jej celem na dziś było zmienić co najmniej pół mojej szafy. 
- No pokaż mi się! - jej mina była bezcenna, wreszcie się uśmiechnęła. Jednak połączenie bordowych spodni z błękitną koszulą i muszką w różnokolorowe kropy przyniosło efekt, Aneta wreszcie się uśmiechnęła - Jesteś kochany wiesz - powiedziała posyłając mi ten jej uroczy uśmiech.
- Powiesz mi co cię trapi? - spojrzałem na nią czule - Wiesz, że możesz mi zaufać...
- Wiem - powiedziała pewnie - Po prostu narozrabiałam trochę... I czekam na skutki, jak bardzo. 
- Nie wiem co się dzieje, ale wiem, że nie może być tak źle. Zawsze może być gorzej pamiętaj kochanie!- Aneta wtuliła się we mnie.
- Koniecznie musimy kupić tę muchę! - powiedziała, by zmienić temat.
- Specjalnie dla ciebie. I tylko dla ciebie. Dziś wieczorem pokaz z muszką...  - spojrzałem na nią znacząco.
- Tylko w muszce? - spojrzała zadziornie.
- Tylko…
- Ewentualnie mogę wynegocjować ze swoim terminarzem trochę wolnego, na takie show. - pocałowała mnie szybko - A teraz raz, dwa mierz resztę!
- O nie... A już miałem nadzieję, że mi odpuścisz... 
- Twoje niedoczekanie.

Andrzej:
Na prawdę chciałem tej fasolki. Pojawiła się tak nagle. Nie planowaliśmy tego, może dobrze, że jednak Nina nie jest  w ciąży. Wszystko przed nami, to nie jest dobry moment na dziecko. Ja ciągle trenuję, jestem w rozjazdach, Nina zaczyna budować klinikę, ledwo została ordynatorem... Nawet daty ślubu nie mamy... Spojrzałem raz jeszcze na piękną Wisłę. Uwielbiam ten widok... Oj Wrona weź się w garść, przecież nie możesz tak po prostu porzucać swojej Wasilewskiej!!! Szybko podbiegłem do swojego audi, po drodze do domu wstąpiłem do Złotych Tarasów. 
- Ninuś? Kochanie? - wszedłem niepewnie do mieszkania, panował w nim mrok i niesamowita cisza - Nina? Gdzie jesteś? - wbiegłem do sypialni, na ogromnym łóżku leżała moja narzeczona, moja bezbronna ukochana. Spała, na naszym niewymiarowym ogromnym łóżku wydawała się jeszcze mniejsza niż normalnie. Łóżko zasłane było chusteczkami, zwróciłem uwagę na świecącą poduszkę. Podniosłem ją. Pod nią znajdował się wyciszony telefon. Aneta po raz setny próbowała się z nią skontaktować. Oddzwoniłem do niej szybko
- Nina i co?! - usłyszałem dziewczynę.
- Aneta, Nina śpi... - powiedziałem szeptem.
- Aaaa, cześć Andrzej. Jak ona się ma? 
- Chciała naszej fasolki prawda? - spytałem smętny Anety.
- Oczywiście Andrzej...
- Jestem kretynem...
- Boże, dlaczego? 
- Bo zachowałem się jak kretyn. Zamiast zostać z nią i też ją pocieszyć, to wydarłem się na nią i wybiegłem z mieszkania. Zachowałem się jak obrażony dzieciak. Widzisz, nie potrafię panować nad emocjami! Byłbym fatalnym ojcem!
- Andrzej! Uspokój się! Będziesz fantastycznym ojcem! Wspieraj tylko Ninę, a wszystko przed wami... 
- Aneta, żebyś ty wiedziała jak ja ją kocham.
- Wiem Endrju, wiem... 
- Ona ciebie też, jesteś dla niej najważniejszy. Nie zapominaj o tym! 
- Dziękuję ci. Wracam do mojej księżniczki. 
- Trzymaj się Andrzej! - i już się rozłączyła. Uchyliłem drzwi sypialni, Nina, poruszyła się niespokojnie. Podszedłem do łóżka, podniosłem moją czarownicę, przykryłem ją kołdrą położyłem się koło niej, by ją uspokoić i oderwać od sennych koszmarów. 

Nina:
Przebudziłam się nad ranem, czułam ciepło. Rozejrzałam się niespokojnie. Byłam otoczona przez Andrzeja, który spał jak dziecko. Przy łóżku leżały ogromny bukiet czerwonych róż oraz butelka wina. Jak ja go kocham. Pocałowałam go w policzek i wydostałam się z jego uścisku. Postanowiłam zrobić śniadanie. Zaparzyłam kawę i nakryłam do stołu. Kiedy zaczęłam jeść kanapkę z łososiem do kuchni wszedł siatkarz. 
- Nina przepraszam za wczoraj. - powiedział i usiadł naprzeciwko mnie.
- Nie masz za co panie Wrona. 
- No dobrze jak już tak nalegasz - siatkarz posłał w moją stronę ten swój zjawiskowy uśmiech. - Nina jak zjem muszę jechać do rodziców.
- Ok nie ma sprawy. Ja w tym czasie może skocze na jakieś szybkie zakupy.
- Tylko wróć przed 17, bo o 18 gdzieś Cię zabieram. - powiedział tajemniczo Andrzej.
- A gdzie mnie chcesz zabrać? 
- Słodka tajemnica panno Wasilewska! 
- Ej no nie bądź taki! - udałam obrażoną. 
- No nie fochaj się mi tu. 
- Nie focham powiedz mi lepiej jak mam się ubrać? 
- Hmmmm niech pomyślę jak dla mnie to Ty możesz w samej bieliźnie…. ale jestem zbyt wielkim egoistą i nie chcę z nikim się dzielić.
- Wrona! 
- Co wrona. Ok załóż jakieś trampki, jeansy. Żadnej sukienki i szpilek też nie radzę. - odpowiedział siatkarz.
- Boże gdzie Ty mnie zabierasz? Ale trampek przy tobie nie założę. 
- A to niby czemu?
- Kochanie jak to będzie wyglądać ja 168 cm a Ty ponad dwa metry… Mogą być koturny? 
- Yyyy no niech Ci będzie. 
- Ale może jednak powiesz mi gdzie jedziemy? Tak ładnie proszę. - powiedziałam trzepocząc rzęsami. 
- Nie kochanie. Przykro mi to nie działa na mnie. - powiedział siatkarz wstając z krzesła. - To ja już jadę! Pa kochanie! 
- Pa! 

Andrzej:
Musiałem jak najszybciej uciec z mieszkania mojej czarownicy, bo dłużej nie wytrzymałbym jej proszenia i tego błagalnego wzroku. Pojechałem do mojej rodzicielki, później do mojego mieszkania, by się przebrać na koncert.  Po czwartej pojechałem do Wasilewskiej. Wchodząc do mieszkania przywitał mnie Tosiek swoim głośnym szczekaniem. On chyba nadal mnie nie lubi. 
- Cześć kochanie! Gotowa już?
- Tak tylko jeszcze torebkę wezmę. - powiedziała moja narzeczona wchodząc do swojej garderoby. - Andrzej powiedz mi gdzie jedziemy. - spojrzała się na mnie kolejny raz tym błagalnym wzrokiem.
- Nie to jest niespodzianka. Chodź jedziemy. - wyciągnąłem rękę w stronę Niny i udaliśmy się na podziemny parking. Otworzyłem jej drzwi od strony pasażera, a sam usiadłem od strony kierowcy.
- No teraz to ty już możesz mi powiedzieć…..Andrzej no! 
- Za kilka minut się dowiesz. 

Nina:
Jak ja nie cierpię niespodzianek. Jedziemy już około 15 minut. Przejeżdżamy przez most i…
- Jedziemy na stadion? 
- Tak na stadion.
- Ale jak to? 
- Nina spokojnie! Zaraz zobaczysz!
Udajemy się na górę…. no tak miejsca VIP. Cały Andrzej… , siadamy na wygodnych kanapach i moim oczom ukazał się Adam Levin, który właśnie wszedł do pomieszczenia.
- Aaaaaandrzej czy to jest Adam? - zapytałam narzeczonego ciągle obserwując bruneta.
- Tak i to jest właśnie ta niespodzianka. Będziesz na koncercie Maroon 5!  A teraz choć zrobimy sobie selfie z Adamem.

Aneta:
- Andzia, otwórz! - zawołała Nina przez telefon.
- Bramę? 
- No ba! - po chwili Nina już była w moim domu. 
- Kochanie co ty tu robisz? - zapytałam przytulając przyjaciółkę.
- Przyjechałam do twojego narzeczonego... - powiedziała tajemniczo...
- A to sobie poczekasz.
- Jak to? - spojrzała na mnie smutno.
- Pablo ma dzisiaj nocne wydanie i będzie dopiero po 23:00
- Ależ to cudownie! Możemy wypić wreszcie troszkę winka, ponadganiać plotki i poczekać na twego księcia.
- Co ty dla niego taka miła jesteś? - spytałam podejrzliwie.
- Bo Paweł załatwił nam VIP-owskie bilety na Levina!!! 
- Aaaaa to, to... - uśmiechnęłam się ciepło widząc ogniki w oczach Niny.

Nina:
- No i wiesz... Ja mu mówię... I mi serce pękło... Ale wiesz tak na prawdę... - po tych dwóch butelkach wina nie potrafiłam ubrać w słowa tego co czuję.
- Domyślam się, kochanie. Jeszcze raz bardzo ci dziękuję, że uratowałaś mnie  z tej niezręcznej sytuacji... - powiedziała Aneta - dlaczego ona się ciągle trzyma?
- Oszukiwałaś!!! 
- Słucham? - roześmiała się Aneta, jej śmiech przerwał dźwięk interkomu z bramy, Andzia podniosła się i usłyszałam jak szybko poważnieje - Zapraszam.
- Kto to? - spytałam.
- Jakaś znajoma do Pawła.
- Shit, trzeba się ogarnąć. Poważna pani ordynator nie może sięgać podłogi. - Aneta kolejny raz wybuchła śmiechem. Podeszła do drzwi, w korytarzu pojawiła się wysoka blondynka, typu "Jeszki". Nie to że mam coś do blondynek, ale solar to solar. 
- Dobry wieczór, czy zastałam Pawła? - spytała się dziewczyna.
- Paweł jest w pracy. Będzie tak do... - Aneta spojrzała na zegarek - 20 minut. Może pani poczekać, lub jeśli się pani śpieszy to mogę mu przekazać, że pani była. Jaka pani godność?
- To nie jest istotne. Proszę mu w takim razie tylko powiedzieć, że nie zapomnę i on też nie powinien. A to dla niego. Pamiątka - podała Anecie białą kopertę i wybiegła z mieszkania. Aneta miała minę, laleczko skąd ty się urwałaś. Podeszłam do przyjaciółki - wyjęłam jej z dłoni kopertę. 
- Jak myślisz co tam jest? - zagaiłam.
- Mam nadzieję, że nie to co myślę...
- Jego nagie fotki z clubu dla gejów? - wyszczerzyłam zęby... 
- Chciałabym... Boże spraw by nie była to łapówka! - widziałam bladą twarz Anety, niewiele myśląc, roztargałam kopertę.
- Co ty ro..? - Aneta przerwała w pół zdania. Podążyłam za jej wzrokiem. Na podłodze leżało zdjęcie USG. Aneta je podniosła, na odwrocie był napis "Może i jeden raz, ale pamiątka na całe życie. Nie odpuszczę ci Tatusiu". Chciałam coś powiedzieć, ale nie wiedziałam co. Aneta bez słowa odłożyła zdjęcie na stolik i poszła do sypialni. Uznałam, że dam jej chwilę dla siebie, po chwili Aneta schodziła już po schodach z dwiema ogromnymi walizkami. Ominęła mnie bez słowa, wystawiła jej przed bramę, zmieniła kod alarmu i usiadła na kanapie. Jednym duszkiem dopiła kieliszek wina. 
- Kochanie, przepraszam, ale imprezka się chyba właśnie skończyła. - zrozumiałam ją, uścisnęłam ją i zamówiłam taksówkę.