środa, 4 lutego 2015

Rozdział 24

Nina:
Obudził mnie dźwięk przychodzącego sms-a. No to już sobie pospałam. Świetnie… jest siódma rano! Och. Wzięłam telefon z szafki nocnej i odczytałam wiadomość:
Andrzej:
- Dzień dobry kocham Cię!
Ja:
- Czemu mnie budzisz pajacu jeden! Też Cię kocham! :*
Andrzej:
- Bo widzisz Wasilewska trochę stęskniłem się i chciałem od Ciebie usłyszeć coś miłego i co mnie trochę rozpali… :D
Ja:
- Tempo globalnego ocieplenia w ciągu ostatniej dekady wzrosło niemal dwukrotnie w stosunku do oczekiwań :P
Andrzej:
- Zdecydowanie to jest to, na co miałem ochotę. Dzięki czarownico! :(
Ja:
- Proszę bardzo moje maleństwo ;) 
Andrzej: 
- Za maleństwo i  za nie wykonanie prawidłowo mojej prośby foch! 
Już nie odpisałam na sms-a ukochanemu. Trudno Jak się obraził to niech się teraz obraża sam w samotności. Poszłam zaparzyć kawę i około 10 wszystkie razem wybrałyśmy się za zakupowe szaleństwo. Tak jak obiecałam zjadłyśmy pyszne śniadanie u Tiffany-ego, które składało się z croissanta i małej czarnej. Po skonsumowanym posiłku poszłyśmy obejrzeć biżuterię wybraną przez Eliego do sukni panny młodej. Nie tylko Kama wyszła od sklepu jubilerskiego z pięknymi turkusowymi torebkami. Razem z Anetą kupiłyśmy diamentowe kolie, które będą pasować do naszych sukien. Wieczorem Thomas odwiózł nas na lotnisko, z którego poleciałyśmy do słoneczniej Kalifornii. Zatrzymałyśmy w domu mojego i Andrzeja przyjaciela - Radzimira…

Kamila:
- Jaki piękny dom! Mówiła Aneta zwiedzając każdy zakamarek domu. - Do tego bardzo gustownie urządzony. Dodała.
- Nina czyj to dom? Zapytałam.
- Znajomego Endrju. Odpowiedziała dodając od razu. - Szykujcie się, bo idziemy na imprezę, która odbywa się tu co roku. 
- Dlaczego od razu nic nie powiedziałaś! Dodałam biegnąc już w stronę łazienki, by wziąć pysznić.
Po dwóch godzinach wszystkie byłyśmy gotowe i udałyśmy się na imprezę! Wróć to była gala! Coś cudownego…. kelnerzy w garniturach, szampan lejący się sumieniami, wytworne jedzenie i piękna  klasyczna muzyka. 

Aneta:
Gdy rozmawiałam z Niną podszedł do nas jakiś mężczyzna ubrany w dobrze skrojony frak.
- Dobry wieczór Nina.
- Oooo Jack jak miło Cię widzieć! Aneta poznaj Jacka. Powiedziała do mnie przyjaciółka przedstawiając mężczyznę.
- Jestem Jack. Jak Ci się podoba Kalifornia i dom mojego najlepszego przyjaciela Radzimira? Powiedział Jack.
Że co!!!?? Ten znajomy Andrzeja, u którego się zatrzymałyśmy to dom Dębskiego? Z transu wyrwało mnie lekkie szturchnięcie Ninę.
- Yyy miło mi Aneta. Powiedziałam. - Nina mogę na chwilkę Cię porwać? Dodałam patrząc błagalnym wzrokiem na moją małą czarownicę.
- To my na chwilkę przepraszamy. Powiedziała Wasilewska, która od razu ze mną udała się na plażę.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś o tym, że to dom Dębskiego? Zapytałam przyjaciółkę.
- Bo wiedziałam jak zareagujesz. Kochanie jego tu nie ma więc spokojnie wyluzuj się. Powiedziała u udała się do Kamy, która tańczyła już na parkiecie.
Po wspaniałym wieczorze i kawałku nocy wróciłyśmy zmęczone do domu. Jutro w południe mamy samolot do Australii więc czas się wykąpać i iść spać, bo nie mam zamiaru wyglądać jak zombie. Wzięłam długą relaksującą kąpiel w wannie i myślałam o Radzimirze… Może to jakiś znak? Zastanawiałam się. Po chwili namysłu postanowiłam, że „niechcący” zostawię w sypialni jeden kolczyk. Zobaczymy czy jesteśmy sobie pisani czy nie.  

Kamila:
- Jeszcze pół godziny i będziemy lądować w Sydney. Usłyszałam, jak Aneta szeptała do Niny. One oszalały w dwa tygodnie zwiedzę z nimi cały świat! To jest szalone! I totalnie w ich stylu! Niech no pojawi się jakaś inna przyszła panna młoda, która tak spędza swój panieński! 
- Oooo co ja widzę, Kama już nie śpisz? - Nina zagadała do mnie z sennym uśmiechem.
- Nie... Tyle emocji, cały czas w biegu... Dziewczyny ja za tydzień będę już mężatką! Za równy tydzień! Mam wyrzuty sumienia, że zostawiłam z tym wszystkim Rafała... 
- Kamila, weź się nie wygłupiaj. Od Waszych zaręczyn nie sypiałaś tylko cały czas praca i organizacja. Wszystko zostawiłaś mu podane na tacy, ma tylko dopilnować kilku szczegółów. A teraz jest czas dla ciebie, byś w swoim dniu wyglądała zjawiskowo! - Dodała z uśmiechem Aneta. 
- Ale ja już za nim tęsknię... - Nie chciałam by zabrzmiało to jak wyrzut do dziewczyn, bo bawiłam się świetnie, ale tęsknota już się odzywała. Nie pamiętam, kiedy ostatnio nie widziałam go ponad 3 dni a co dopiero dwa tygodnie. 
- Kochanie, jeszcze 5 dni i go zobaczysz! - Powiedziała Nina - Zresztą, to że nie szykujemy się z Andzią do ślubu nie znaczy, że nie mamy za kim tęsknić. 

Aneta:
Pierwszym punktem wycieczki zaplanowanym po odespaniu był najsłynniejszy ogród zoologiczny Taroonga, następnie shoppng na wieczorne wyjście, kolacja na Sydney Tower i koncert w Sydney Opera House. Upewniłam się tylko, czy ze wszystkich miejsc dostałam potwierdzenie, kierowca ma po nas przyjechać o 10:00, czyli przed nami jeszcze kilka godzin snu. Zerknęłam na drzwi od sypialni dziewczyn - światła pogaszone. Czyli jak zwykle, tylko ja miałam problemy ze zmianą strefy czasowej. Weszłam więc na maila, sprawdzić, jak idą sprawy organizacyjnej gali, czy dokumenty dotyczące nowej kampanii zostały podpisane przez kontrahentów i czy telewizja beze mnie nie padła. To był szalony pomysł, by porzucić wszystko na taki długi okres czasu. Co zrobię, jak wyjadę na miesiąc poślubny? Uśmiechnęłam się do swojego pierścionka zaręczynowego. Podniosłam wzrok na ekran, taaaa 15 godzin lotu, czyli jakieś 20 godzin bez sprawdzania skrzynki a tu 38 maili. Sprawdzę tylko te najważniejsze. Moją uwagę przykuł mail od Radzimira - w temacie napisał "Problemy weselne". Cholera, jeśli wywinie nam numer i nie zagra na weselu Kamili to obiecuję, że mu nogi z dupy powyrywam! Szybo otwarłam wiadomość. 
"Witaj moja Piękna, 
Nie wiem, gdzie los Cię teraz rzucił, ale mamy mały problem z weselem Kamili. Nie podałaś mi piosenki na pierwszy taniec. Wszystko inne mamy już w orkiestrą dograne. Czekam niecierpliwie na Twą odpowiedź. 
PS 
Miałem okazję na małe tete-a-tete z Twoim narzeczonym. 
Twój R." 
Damn it! Ciekawe kiedy z nim rozmawiał i o czym! Zerknęłam na telefon, ostatnia wiadomość od Pablo sprzed dwóch godzin, mail od Radzimira sprzed 5... Uffff...Chyba nic mu nie powiedział. 

Nina:
- Wszystko pięknie! Ale nie było wronek! - Męczyłam się właśnie z zamkiem od czarnej, krótkiej, dość obcisłej sukienki, w biegu zakładałam moje louboutiny i już biegłam do czekających na mnie dziewczyn. 
- A co ty jesteś za zamknięciem wronek do klatek? - Uśmiechnęła się Aneta.
- Nieeeee, ależ skąd! Jestem za ich zaobrączkowaniem i w ten oto sposób pozbawienia wolności na wieki. Odpowiedziałam siląc się na powagę, widząc jednak kpiące miny Anety i Kamy nie wytrzymałam i też parsknęłam śmiechem. 
- Ok, chodźcie szybko, bo nie możemy sobie pozwolić na opóźnienia dzisiaj! Pogoniła nas Aneta.
- Ale to dokąd jedziemy? Spytała się Kamila, biedna jest już z nami półtora tygodnia i jeszcze nie straciła nadziei na to, że powiemy jej o naszych planach. Spojrzałyśmy tylko na siebie z Anetą znacząco, pokiwałyśmy głową i wepchnęłyśmy naszą Pannę Młodą do windy. 

Kamila:
- Widok z Sydney Tower zapierał dech w piersiach, kolacja wyśmienita! Ale gdzie my jedziemy? I dlaczego stoimy w tym korku?! Jest taka piękna pogoda może sie przejdziemy? - Wiem, wiem już troszkę marudziłam, ale od 40 minut stałyśmy w korku i nie przejechałyśmy więcej niż 300 metrów, chwała Panu za limuzynę i szampana. Nina i Andzia wydawały się niewzruszone. Kazały mi się dzisiaj ubrać elegancko, ale bardziej wyzywająco niż zwykle. Wasilewska miała na sobie krótką, obcisłą czarna sukienkę, na którą narzuciła skórę, do tego czerwone szpilki od louboutina, czerwona szminka i przy jej uroczych lokach więcej nie trzeba było robić. Aneta postawiła na sukienkę w stylu retro z frędzlami, która w połączeniu ze skórą, czarnymi szpilkami i fuksjową szminką nabrała silniejszego wyrazu. Ja ostatecznie zdecydowałam się na rozkloszowaną czarną sukienkę z bordową skórą, włosy spięłam w wysoki kucyk. Jedno jest pewne, te dwa tygodnie mocno wzbogaciły moją szafę. 
- Kamila, spokojnie! Trzeba postać w korku, by dostać się na wydarzenie roku! Puściła mi oczko Nina.
- Spokojnie, napij się z nami i ciesz się wieczorem! - Aneta podała mi kieliszek szampana.

Andrzej: 
- Halo, halo Pablo? 
- No co tam Endrju? Usłyszałem głos przyjaciela w słuchawce.
- Bo wiesz co tak miałem trochę czasu, tak rozmyślam o tych naszych podróżniczkach, o tym, że za tydzień ślub... i że nie pomyśleliśmy o kawalerskim! 
- O kurde musimy coś wykombinować dla Rafała! Wiesz co, spotkajmy się dziś wieczorem, bo teraz jadę na zdjęcia!
- Ok, to może tym razem u Ciebie o 20:00? Zapytałem z nadzieją w głosie, moje zdolności kulinarne są na równi prawie mojej Czarownicy, za to Paweł z Aneta wręcz czarują w kuchni. 
- Czyżby, pustki w lodówce? Usłyszałem rozbawiony głos Pawła.
- Haahaha, jak nie to nie. Udałem urażonego.
- Nie wygłupiaj się! Upichcę coś, to wpadaj! Teraz kończę, bo pani producent się krzywo na mnie patrzy. 
- Przypomnij jej, że jedno słowo do twej narzeczonej i tu nie pracuje. 
- Hahaha! Pa Wroniasty!
- Eeeeeeej! Z kim mnie zdradzasz? Właśnie wrócił do stolika Karollo.
- Ciebie, tylko z Pawłem mogę zdradzić. Wyszczerzyłem zęby. - Dobra co zamawiamy na lunch, bo padam z głodu! 
- Co to jakiś męski wieczór? - Karol drążył temat. Nie chciałem, by poczuł się dotknięty, ale on nie zna się z Rafałem i Kamą, więc nie dostali zaproszenia na ślub a planowanie kawalerskiego też w takim razie nie powinno zaprzątać mu głowy. 
- Musimy z Pawłem się wspierać, skoro nie mamy narzeczonych od dwóch tygodni. - Rzuciłem bez zastanowienia, pożałowałem gdy tylko ujrzałem minę Karolla.
- No ok, ok. Jak macie chcicę to nie będę przeszkadzał. Ja się w takie perfidie nie bawię. Wolę Oleńkę. - Iwyszczerzył się do mnie. 
- Głupi jesteś! Rzuciłem w niego zwiniętą serwetką. - Wieczór kawalerski Rafała musimy zaplanować. 
- Oooooo... Taka impreza mnie ominie... - Spojrzał smutno, spuścił wzrok, po czym spojrzał na mnie oczami kota ze Shreka - Ale Ty i Pablo zaprosicie mnie na swój ślub? 
- Hhahaahah! Stary ale my z Pawłem ślubu nie planujemy! 
- Ej... Znaczy Twój i Niny, no i Pawła i Anety... Bo ja bym tak potańczył... - Rozbawił mnie równo. I wpadliśmy na genialny pomysł dotyczący wyzwań ślubnych. Kłos vs Wrona wracają do łask.

Aneta: 
- Ja nie chcę wracać! - Wasilewska siadła po turecku na środku salonu.
- Wasilewska zbieraj te pośladki z podłogi i marsz do limuzyny! Jak nie zdążymy na samolot to zawalimy ślub Kamy i nie zobaczysz Wrony! - Próbowałam podnieść Ninie z podłogi, ale ta jakby się do niej przykleiła.
- Ale tu jest, słońce, plaża, drinki, piękne męskie klaty! - Biadoliła Nina.
- Misiu, a w limuzynie jest nasza przyjaciółka, która już nie może się doczekać, by zmienić swoje nazwisko! 
- No ok... Ale zdecydowanie trzy dni na australijskich plażach to za mało! - wstała i ruszyła z założonymi rękami na piersiach, jak obrażona 5-latka w kierunku windy.
- Miś, przed nami jeszcze dwa wieczory panieńskie, zobaczymy, gdzie nas los rzuci. - Pocałowałam ją w policzek i szybko nacisnęłam przycisk -1.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz